10 maja Metody część V. Jak dźwięki, melodia i rytm, trafiając do uszu przyjemność i błogość sprawiają, a przez to pożyteczne działanie, dzięki amerykańskim badaczom, terapią się stają. Muzykoterapia.
Jest taki obraz Louisa Gallait’a z 1860 roku pod tytułem: „Moc muzyki”. Na obrazie tym widzimy dwie postacie: skrzypka i owładniętą błogim snem słuchaczkę. Niewątpliwie sen jest błogi i sprawił go dźwięk skrzypiec. Obraz ten można uznać z alegorię terapeutycznego oddziaływania muzyki. A teraz przenieśmy się w czasie do lat pięćdziesiątych XX wieku. Amerykańscy badacze (jakże pięknie to brzmi) na renomowanym uniwersytecie (jeszcze piękniej) badają wpływ muzyki na pacjentów z problemami neurologicznymi. Konkretnie – badają jej wpływ na psychikę i układ nerwowy człowieka. I co się okazuje? Ależ oczywiście, jej wpływ jest przeogromny (brawo amerykańscy badacze!). Zaobserwowano takie korzystne efekty, jak: poprawę samopoczucia, zmniejszenie napięcia mięśniowego, lepsze funkcjonowanie układów: nerwowego, oddechowego i krwionośnego. Czy to mało? Wystarczająco, by stworzyć metodę. No i stworzono, a w naszym ośrodku od dawien dawna jej hołdujemy. Zobaczcie jak.
Tekst łatwy do czytania
Muzyka wpływa na człowieka. Kiedy nam się podoba, wtedy czujemy się dobrze. Jak jest wesoła – nam też robi się wesoło, jak jest smutna – my też stajemy się smutni. Może nas też denerwować, albo usypiać. Łatwo więc wyciągnąć wniosek, że wpływa na ludzi. Dzięki temu, od dawna jest wykorzystywana w zabawie, leczeniu i terapii. Lubimy zajęcia z muzykoterapii, bo są wesołe, możemy na nich tańczyć, ruszać się, bawić. Naszą muzykoterapeutką jest Pani Dominika. Pięknie gra na wiolonczeli.