17 lut Nieoceniony wolontariusz – Pan Mirosław
Umówiliśmy się z chłopakami, że pożegnamy nieocenionego Pana Mirosława słowami wesołymi, może nawet żartobliwymi, bo przecież przechodzi na warsztaty i tam będzie mu lepiej, więc trzeba się cieszyć. Łatwo powiedzieć. Spróbujmy zatem. Nie zapomnimy jak Pan Mirosław odpowiadając na pytania przytaczał nieskończoną liczbę dygresji. Brzmiało to jak strumień podświadomości, którą surrealiści nadzwyczaj cenili i podnosili do rangi sztuki. Jeśli więc braliby udział w naszych zajęciach Dali lub Breton (choć wierzymy, że duchem obaj byli z nami), to z całą pewnością doceniliby kunszt Pana Mirosława i podobnie jak my, byli rozbawieni do łez. Pamiętamy jak Pan Mirosław wymawiając nazwisko słynnego filozofa zamiast „Żan Pol Sartr” mówił „żalpolsat” i wspólnie dochodziliśmy do wniosku, że tak powinna nazywać się ta niesławna stacja telewizyjna. Wnosił w nasze zajęcia świeży powiew – tak bliskiego nam – montypythonowskiego humoru. Częściej jednak nas wzruszał. Na przykład wtedy gdy na zakończenie roku terapeutycznego czytał trudny wiersz „Śmierć pułkownika”. Albo gdy wspólnie analizowaliśmy mecze w czasie fenomenalnych mistrzostw Europy w piłce nożnej. I co ciekawe, Pan Mirosław częściej od nas trafnie przewidywał wynik. Zadziwiał nas znajomością dat, której nie powstydziłby się zawodowy historyk. Codziennie zdawał nam relacje o zmianach zachodzących w aurze. Opowiadał nam o swych kotach: Feli i Perle – niech zawsze będą zdrowe i szczęśliwe. Wspólnie przeczytaliśmy tyle wierszy, że gdyby prawdą było, że poezja jest paliwem ducha, to pewnie mielibyśmy go tyle, by spokojnie wzbić się w kosmos i długo orbitować wokół planety Wenus. Panie Mirosławie – powiedzieć, że przyjemnością było z Panem przebywać – to nic nie powiedzieć. Niech się Pan trzyma, Panie Mirosławie.
Kamil, Maciek, Tomek
Fot. Tomasz Nessing